DZIADY

Od  dwóch miesięcy działa w naszej szkole "Teatr bez sceny" Nie znaczy to wcale, że wszystkie pozostałe elementy teatru da się znaleźć. Tak naprawdę nie ma niczego. Przede wszystkim nie ma kasy, choć złożyliśmy wniosek o przyznanie grantu i liczymy, że w grudniu zdarzy się cud :) No ale komu chciałoby się czekać do grudnia?! Postanowiliśmy więc przygotować małą próbę naszych możliwości aktorskich - taką... teatralną rozgrzewkę ;) Propozycję rzuciła władza najwyższa czyli... pani Dyrektor a reżyserem został pan Rafał Gutowski i... natychmiast zmasakrował tekst "Dziadów". Że też pozwalają nauczycielom na taką samowolę! Mickiewicz musiał w grobie nie tylko się przewracać, ale co najmniej wykonać kilka piruetów. Ponieważ, jak już wspomnieliśmy, w naszym teatrze nie ma niczego, więc castingu też nie było, bo i po co? Zamiast tego wprowadzono tyle nowych postaci by ról wystarczyło dla 22 chętnych aktorów... a potem jeszcze dla czterech... i jeszcze dla jednego :))) Prawda że proste?
 

 

Wieczorem atmosfera jest naprawdę nieziemska. Niektórzy twierdzą, że z kaplicy do pałacu prowadzi pod dnem jeziora tunel, inni, że został zalany razem z parą zakochanych. Źródła historyczne, jak zwykle w takich wypadkach... po prostu milczą.

 

 

O kapliczce starsi ludzie opowiadają niestworzone historie, ale dowiedzieliśmy się, że trumny z podziemnej krypty już dawno zostały przeniesione, więc spox bracia, SPOX :)

 

 

To wcale nie jest przykład przemocy w szkole! Po prostu młodzieńcy próbują przyciągnąć do ziemi ducha Zosi. Nasza pierwsza... i ostatnia próba w kapliczce.

 

 

A przed Wami nasz chór w niepełnym składzie. Niestety, w kapliczce było tak zimno, że po godzinie musieliśmy zwiewać do szkoły :( Tam też nie było łatwo, bo ten, którego nazwiska nie można wymieniać, zagroził nam, że nie pojedziemy do domów, dopóki nie zagramy poprawnie całości. Oczywiście zagraliśmy bezbłędnie, ale do dziś nie wiemy, czy to był blef, czy rzeczywiście groziła nam koza.

 

 

Na pokaz dla naszych rodziców byliśmy już lepiej przygotowani. Dzielni strażacy użyczyli nam generatora prądu, bo ktoś ukradł kilkaset metrów kabla zasilającego kaplicę, a ksiądz pożyczył nagrzewnicę powietrza :))) Ponieważ nikt nie zatroszczył się o nas - gwiazdy teatru i nie podstawił specjalnych przyczep campingowych, wykorzystaliśmy w tym celu szare Vento. No cóż wygodna garderoba to to z pewnością nie jest :( Nauczyciele powinni mieć urzędowy nakaz jeżdżenia autobusami, albo przynajmniej jakimiś vanami!

 

 

Jeden z naszych guślarzy w akcji. Konrad przywołuje duchy. Co to będzie? Co to będzie?! A jednak to jest ciekawe miejsce! W czasie pierwszego przedstawienia odmówiła posłuszeństwa nagrzewnica, a potem po kolei przepalały się żarówki w reflektorach. Zadziałał jedynie magnetofon pana Czarka Kołodziejskiego. Czyżby miał jakieś układy z duchami??? Nas jednak nic nie powstrzyma - zagraliśmy w delikatnie mówiąc chłodnym pomieszczeniu przy świetle kilkudziesięciu świec i zniczy :)

 

 

Nic strasznego, to tylko Ania i Kamila pojawiły się w oknie. Tym razem już prawdziwe duchy dały nam spokój - żadnych awarii :)))

 

 

Przez uchylone drzwi próbuje dostać się do środka Mateusz w roli ducha złego pana, ale Marlena i Magda nie dają mu najmniejszej szansy na ratunek.

 

 

Jowita próbuje powstrzymać pasterkę wpatrzoną w ducha z raną na sercu.

Na więcej zdjęć musicie zaczekać, bo po prostu nie mieliśmy czasu się fotografować. Pan Daniel Szturomski nagrywa też sztukę na video, więc może... teatr telewizji???